Oszczędzanie pieniędzy, kredyty, giełda, papiery wartościowe, pieniądze, money

Tu znajdziesz porady jak stać się bogatym, w jaki sposób pomnażać swoje dochody, nie tracąc przy tym na swojej stopie życiowej.

sobota, 9 sierpnia 2008

Wziąć teraz kredyt na mieszkanie czy na jakiś czas wynająć? (2)

[Niniejszy wpis to ciąg dalszy wpisu poprzedniego. Zainteresowanych zagadnieniem proszę o to, żeby przeczytali poprzednią część, wtedy będą rozumieć o co chodzi]

Oczywiście ktoś może powiedzieć, że w realiach rynkowych, którymi rządzi prawo popytu i podaży, cenę dyktuje rynek i dlatego nie można mówić, że w tych okolicznościach ceny nieruchomości są nierealne lub zawyżone. Taki argument jest jednak samoobalalny i działa jak miecz obosieczny, ponieważ każdy rynek potrafi nie tylko zawyżać ceny, ale też zaniżać. W Japonii ceny nieruchomości po krachu w latach 90-tych spadły aż o 75%. Obecny krach na rynku nieruchomości w USA i Anglii sprowadził ceny domów aż o 30% w dół i szacuje się, że spadną one o dalsze 30% w tym roku! (info za money.pl)

Poza tym w Polsce nie istnieją naturalne zdrowe prawa popytu i podaży jeśli chodzi o mieszkania. Dlaczego? Do obecnych szalonych cen przyczynili się bowiem deweloperzy z Hiszpanii i Irlandii, którzy wywindowali nam ceny w sposób sztuczny. Ich kapitał niedługo się wycofa bo oni sami zaczynają jeden po drugim bankrutować (przykładem choćby Fadesa). A zatem przyczyna obecnych chorych cen mieszkań w Polsce powoli znika, gdyż ci, którzy wywindowali ceny tak wysoko nie sprzedadzą już nikomu drożej. Spekulacja bowiem polega na tym, że windujesz cenę i liczysz na to, że ktoś odkupi od Ciebie po jeszcze droższej cenie. Ale drzewa nie rosną do nieba. Ktoś w końcu musi zorientować się, że czystym frajerstwem jest kupować coś co jest przepłacone i liczyć na to, że znajdzie się jeszcze większy frajer, który przepłaci jeszcze bardziej.

A zatem już wiemy, że ceny mieszkań w Polsce są mocno zawyżone i wynoszą ich dwukrotną a nawet trzykrotną wartość. Wynika z tego kilka istotnych faktów. Po pierwsze, gdy ceny nieruchomości w Polsce zaczną się mocno załamywać (nie ma wątpliwości, że nastąpi to i u nas, skoro załamały się już na Zachodzie, gdzie ceny domów są nawet niższe a ludzie zarabiają dużo więcej), a sądzi się, że zacznie się to w 2009/2010 roku, obecne bardzo drogie kredyty podrożeją jeszcze bardziej. Dlaczego? Z prostego powodu, gdy bank traci na cenie nieruchomości, to TY musisz mu wyrównać tę stratę. Podnosi Ci więc ratę. Jest to duże zagrożenie dla Twego budżetu, chyba nie muszę Ci tego tłumaczyć. Jak się do tego doda, że na świecie idzie recesja, rośnie inflacja i bezrobocie (w USA wzrosło już do 5,7%), w wyniku kryzysu paliwowego i żywnościowego rosną gwałtownie ceny energii i żywności, to nikomu nie trzeba tłumaczyć, że możliwości spłaty takiego kredytu będą coraz mniejsze. I jest jeszcze jedna rzecz, która jest niczym gwóźdź do trumny: w wyniku rosnącej inflacji rosną stopy procentowe, a to oznacza, że płacisz coraz wyższe raty kredytu. A im wyższe one są, tym mniej Cię na nie stać.

Jakie są z tego wszystkiego wnioski? Coraz droższe kredyty i brak możliwości ich spłaty spowoduje, że oczywiście coraz mniej osób będzie w stanie spłacać swe mieszkania i jednocześnie coraz mniej osób będzie w stanie zaciągać kredyty na nie. Ceny mieszkań będą więc musiały spaść. Przyczynią się też do tego inne czynniki, na przykład taki, że obecne pokolenie wyżu demograficznego lat 80-tych przemija, przy jednoczesnym wymieraniu starszych ludzi, którzy będą zostawiali mieszkania swym dzieciom i wnukom. Będzie więc potrzeba coraz mniej mieszkań i wzrośnie podaż. A tam gdzie rośnie podaż cena zawsze musi spaść. Propaganda deweloperska wmawia co prawda wciąż naiwnym, że w Polsce brakuje 3 miliony mieszkań. Jednak 3 lata temu deweloper JW Construction szacował, że brakuje ich tylko 1 milion. Przez ten czas z Polski wyemigrowało za pieniądzem jakieś kilka milionów ludzi. Jak więc z miliona potrzebujących mieszkań zrobiło się nagle 3 miliony? Zaiste dziwna ta deweloperska matematyka. To jakaś magia a nie matematyka.

To oznacza, że jest to okazja dla Ciebie. Możesz poczekać i kupić taniej, po krachu na rynku nieruchomości. Przez ten czas możesz wynajmować i wcale nie wyjdzie Cię to drożej, gdyż później kupisz mieszkanie po dużo bardziej okazyjnej cenie, a cena płacona za wynajem będzie w tym momencie inwestycją rekompensacyjną, dzięki której zaoszczędzisz później na tańszym mieszkaniu, które kupisz na kredyt. Paradoksalnie.

W świetle tych wszystkich obliczeń wróćmy do naszej wstępnej złotej myśli: "lepiej wziąć kredyt i płacić za swoje mieszkanie, niż wynajmować i płacić komuś a potem nic nie mieć".

Czy ta myśl nadal brzmi pięknie? Już nie tak pięknie, jeśli wiesz teraz, że obecnie w Polsce przepłacasz dwa czy trzykrotnie za swe mieszkanie. Jeśli poczekasz aż obecna bańka spekulacyjna pęknie i ceny mieszkań spadną, to przez ten czas nawet gdybyś wynajmował jakieś mieszkanie, to suma kosztów poniesionych na wynajem i późniejszego kredytu zaciągniętego na nowe mieszkanie będzie mniejsza niż kredyt zaciągnięty 2 czy 3 lata temu.

Policzmy. Powiedzmy, że jest rok 2010 i ceny mieszkań w Polsce w wyniku krachu spadły o jakieś 40% (to i tak bardzo optymistyczne oczekiwania, gdyż w targanych kryzysem na rynku nieruchomości USA i Anglii ceny mają spaść w tym roku łącznie o 60%, jak już wiemy, i nikt nie powiedział, że nie będą spadać dalej!). Nie musisz w tym momencie płacić już 300 000 PLN za mieszkanie, ale powiedzmy, że kosztuje Cię ono "tylko" 170 000 PLN. Przez ten czas płaciłeś za wynajem jakieś 1000 zł miesięcznie (choć można znaleźć tańszy wynajem), co daje 12 000 rocznie. Przez dwa lata daje to 24 000 PLN. Straciłeś więc te 24 000? Nie, zaoszczędziłeś 106 000. Jakim cudem? Prosta matematyka. Skoro cena mieszkania, które chesz kupić, spadła o 130 000 PLN a Ty dopłaciłeś do tego za wynajem "tylko" 24 000 PLN, to łącznie zaoszczędziłeś 106 000 PLN, gdyż 130 000 - 24 000 = 106 000. Nie opłacałoby się poczekać?

CDN

niedziela, 3 sierpnia 2008

Wziąć teraz kredyt na mieszkanie czy na jakiś czas wynająć?

Utarło się powiedzenie, że "lepiej wziąć kredyt i płacić za swoje mieszkanie, niż wynajmować i płacić komuś a potem nic nie mieć".

Tak głosi gminna wieść, popularna myśl. Ludzie, którzy powtarzają to zdanie (większość robi to całkowicie bezmyślnie) zupełnie nie wnikają jednak głębiej w problem jaki wiąże się z tym ciekawym tematem. Okazuje się jednak, że gdy spojrzymy na ten problem z różnych stron i uruchomimy kreatywność, to możemy dojść do całkiem zaskakujących wniosków, nawet takich, które momentami poddają w wątpliwość rzeczoną złotą myśl.

Spróbuję więc ja spojrzeć na to z takich różnych stron. Oczywiście, że lepiej mieć swoje mieszkanie niż ciągle wynajmować (choć nawet i to nie jest oczywiste, gdyż np. Niemcy wolą wynajmować, nawet ci, co mają własne nieruchomości!), sprawa nie jest tu jednak tak prosta jak podejrzewają ci, którzy posługują się zacytowaną wyżej sentencją. Mój niniejszy wpis nie neguje idei brania kredytów na mieszkanie, pokazuje za to jak robić to z głową.

A więc po pierwsze, wszystko byłoby cacy gdyby w Polsce ceny mieszkań były realistyczne. Bo na pewno nie są cenami realistycznymi te ceny, które są obecnie. Są to ceny absurdalne, brane z sufitu i zupełnie nie przystające do realiów rynkowych. Nie wierzysz? To popatrz na poniższe porównania:

- cena kawalerki na Saskiej Kępie w Warszawie to aż 400 000 PLN (info za TVN CNBC Biznes). Średnia cena domu w USA jest jednak niemal identyczna - 218 000 USD (info za National Association of Realtors). Za pieniądze za które można więc kupić w Warszawie jedynie kawalerkę w USA można kupić już dom! Jednocześnie zarobki Amerykanów i tym samym możliwosci spłacania przez nich kredytów są dużo wyższe niż nasze możliwości. Przeciętna pensja miesięczna netto w USA to ponad 8000 PLN, nawet przy obecnym mocno zaniżonym kursie dolara (50000 USD rocznie/12 = 4166 USD miesięcznie x 2 PLN = ok. 8330 miesięcznie). A jakie są pensje w Polsce? O tym nie trzeba nikomu pisać.

Porównujmy dalej:

- w Wiedniu na przedmieściach można już kupić dom za 500 000 PLN. W Warszawie za tę cenę można kupić kawalerkę lub co najwyżej mieszkanie.

- oto ceny mieszkań w Niemczech, wystarczy wejść na immobilien.de i możemy przebierać w tanich ofertach. Kawalerka w Berlinie 31,24 m2 kosztuje 18900 Euro czyli 60 000 PLN! Porównajmy to z powyższą ceną kawalerki na Saskiej Kępie - 400 000 PLN. Robi wrażenie? Robi. Jest to przecież sześciokrotność tej ceny! A w mniejszych miastach, np. w Essen mieszkanie dwupokojowe 44,5 m2 w ładnym prawie nowym budynku dwukondygnacyjnym z 1994 roku przy wylocie z miasta kosztuje 39000 Euro. To "tylko" 120 000 PLN. Tak, piszę "tylko", gdyż w Polsce zwykłe mieszkanie dwupokojowe w tzw. wielkiej płycie (blokowiska z czasów PRL) kosztuje 350 000 PLN. Jest to więc trzykrotność tej ceny!!

Ceny metra kwadratowego w dzielnicach Hamburga:

Hamburg Altona - 2143 euro,

Hamburg Bergedorf - 1499 euro,

Hamburg Eimsbuttel - 1962 euro,

Hamburg Hamburg-Mitte - 1576 euro,

Hamburg Hamburg-Nord - 2116,

Hamburg Harburg - 1397 euro,

Hamburg Wandsbek - 1738 euro.

Tylko w dwóch z siedmiu dzielnic cena m2 przekracza 2 tys euro. Dla porównania średnia cena m2 w Warszawie to ...... 2900 euro.

A zatem w Hamburgu mieszkania można kupić już w niektórych dzielnicach za połowę ceny mieszkań w Warszawie, lub (w tych lepszych dzielnicach Hamburga) za trochę większą cenę ale nie większą! Nawet w Monachium, które jest najdroższym miastem w Niemczech, można kupić mieszkanie za 100 000 Euro. Czyli mniej więcej za tyle samo co w Warszawie!

Zszokowany? To szokujmy dalej. Ile wynosi przeciętna miesięczna pensja netto (czyli na rękę) Niemca? 3000 Euro (info za Bodo Schafer, "Droga do finansowej wolności", Warszawa 2000, s. 202 przypis). Daje to 9000 PLN na rekę, nawet przy ostatnim mocno zaniżonym kursie Euro w Polsce.

A zatem przeciętny Niemiec zarabia aż 9000 PLN, czyli co najmniej czterokrotnie więcej niż średnio zarabiający Polak. Jednocześnie musi on mieć trzy a czasem nawet sześć razy mniej pieniędzy aby kupić sobie mieszkanie na własność!

Czy ktoś ma więc jeszcze wątpliwości, że ceny mieszkań w Polsce są z kosmosu i nie przystają do rzeczywistości płacowej? Jeśli ktoś kupił w ciągu ostatnich dwóch czy trzech lat mieszkanie na "górce cenowej" to jego sprawa, miał do tego prawo. Niech jednak wie, że przepłacił kilkakrotnie. Być może komuś nie przeszkadza, że kupuje jedną złotówkę za 10 złotówek i będzie musiał ponosić ogromne konsekwencje tego przez najbliższe 30-40 lat. Mi to jednak nie pasuje, ja mam w zwyczaju kupować jedną złotówkę za 50 groszy.

W następnym wpisie przedstawię kolejne fakty, które ukażą, że wcale nie będziemy musieli przepłacać wiecznie w tej kwestii.

CDN

Add to Technorati Favorites